Sergio Martino wykorzystuje wątki z Edgara Allana Poe: cierpiący na twórczą impotencję pisarz wyładowuje frustrację na swej żonie, podczas gdy w okolicy ich domu dochodzi do brutalnego morderstwa.
Giallo, przede wszystkim nominalnie: wątek seryjnego zabójcy pełni tutaj rolę drugorzędną i jest tylko dodatkiem do właściwej fabuły, w której odnajdziemy również elementy - chyba nie będzie to nadużyciem - paranormalne. Ci, którym znajoma jest nowela "Czarny kot" autorstwa Poe'go, teoretycznie nie powinni mieć dużych problemów z odgadnięciem rozwiązania intrygi. Z drugiej strony: obecny w w końcowej części filmu zwrot akcji, wciąż działa zaskakująco, głównie dzięki zręcznemu zwodzeniu widza co do - nazwijmy to - prawdziwej "natury" opowieści. W pakiecie otrzymujemy szczodrą dawkę erotyki i całkiem ciekawy klimat. Brak za to bohatera, z którym można by sympatyzować: główna postać męska to skończenie szowinistyczna świnia, do tego stopnia, że nawet mnie wprawia w zawstydzenie, jego małżonka z kolei przypomina bezmyślną amebę. Przynajmniej do pewnego momentu... Jest też ta trzecia, ale i ona nie budzi w widzu zbyt ciepłych uczuć. Pomimo jednak pewnych mankamentów i braku oryginalności przedstawionej historii, muszę przyznać, że ogląda się zadziwiająco dobrze: stylowa robota, co zręcznie "podkrada".