Po to wymyślono Kino,żeby mogła powstać "Gorączka"-najlepszy dramat sensacyjny w historii. Realizm,Realizm i jeszcze raz Realizm!!!! Film,którego się nie ogląda,film który się przeżywa wszystkimi zmysłami. Do którego się wraca i będzie wracać,dopóki czlowiek żyje. Szkoda tylko,że już nigdy nie powstanie nic,choć w połowie tak dobrego,tak realistycznego,tak perfekcyjnie zrealizowanego. Cóż -"Gorączka" jest tylko jedna. Właśnie skończyłem moje 20 spotkanie z Pacino i De Niro,obserwując z tymi samymi wypiekami na twarzy, co za pierwszym razem ich niezwykły pojedynek. Poezja.
Przykład tego "realizmu": de Niro objuczony torbą z forsą, ukryty za jakimś cieniutkim słupkiem strzela sobie radośnie do gliniarzy, którzy padają jak kaczki, ale jego samego oczywiście kule się nie imają.
Co w tej sytuacji takiego nie realnego?-On strzela (nawet objuczonyi) i trafia,oni strzelają (nie objuczeni) i nie trafiają. Historia (życie) zna nie takie wypadki.
Poza tym,jak pamiętasz Sizemore ginie,kierowca-murzyn również,a Kilmer zostaje ciężko ranny. Nie mówiąc o tym,ze sam De Niro teź źle kończy.
To jest jeden z tych filmów, który chciałoby się zapomnieć, aby znów można było go obejrzeć w takim napięciu.
Scena strzelaniny zrobiła na mnie ogromne wrażenie, świetnie się to oglądało.
A cały film po prostu się chłonie, do samego końca.
True. Do tego ten hipnotyczny,miejski klimat-dzięki Mannowi faktycznie wierzy sie,że L.A. to Miasto Aniołów. Niezwykła jest scena pierwszego spotkania Neila i Eady w jej mieszkaniu,kiedy stoją na werandzie patrząc na panoramę miasta. Podobny motyw pojawiał się w wielu filmach dziejących się w Los Angeles,ale w żadnym nie wyglądało to tak magicznie i prawdziwie.