Racja, sam nie lubię tego gatunku, ale jego filmy są po prostu genialne. Klimat który wciąga od początku i trzyma do końca. Dobry, zły i brzydki to po prostu arcydzieło westernu.

Wszystko by się zgadzało gdybyś nie zapomniał o Za kilka dolarów więcej:)
Według mnie to właśnie Za kilka dolarów więcej i Dobry, zły i brzydki to najlepsze westerny w historii kina (i jedne z najlepszych filmów w ogóle). Pewnego razu na Dzikim Zachodzie jednak trochę słabszy od tej dwójki (chociaż również genialny). Umieściłbym go na trzecim miejscu.
A tak poza tym to szkoda że tak szybko odszedł Sergio Leone. Mam wrażenie że jeszcze miałby coś do powiedzenia.

No, tak... Jak mogłem nie wspomnieć o "Za kilka dolarów więcej"!? To też arcydzieło spaghetti westernu, chociaż "Pewnego razu..." moim skromnym zdaniem jest... lepsze ;)

Według mnie Leone zrobił już wszystko w trylogii dolarowej. Za kilka dolarów więcej i dobry, zły i brzydki są absolutnie doskonałe. W Pewnego razu na Dzikim Zachodzie robi to samo tylko już przy wyższym budżecie i już z wyższej pozycji w środowisku. Chociaż wszyło oczywiście rewelacyjnie.
No i jeszcze jeden argument. Jednej rzeczy Pewnego razu na Dzikim Zachodzie brakuje - Bezimiennego. Postać wykreowana przez Eastwooda jest tak rewelacyjna, iż stanowi osobną atrakcję filmu.
Przyznaje że mówię to jako wielki fan Eastwooda. Jeżeli miałbym wymień ulubioną osobę w cały kinie to nie zastanawiałbym się ani sekundy - zdecydowanie Clint Eastwood. I nawet nie chodzi tu o same umiejętności. Aktorem jest według mnie dobrym (w swojej niszy świetnym), reżyserem natomiast bardzo dobrym. W obydwu tematach są od niego lepsi. Jednak tu chodzi o obraz całości. Clint to coś więcej niż składowa poszczególnych elementów. To chodząca definicja magii kina. Dla mnie postać posągowa.
I żeby nie było niedomówień, jeszcze raz powtórzę - Pewnego razu na Dzikim zachodzie również genialnym filmem jest.

Ja bym dorzucił jeszcze Bez przebaczenia. Moim zdaniem świetnie dopełnia trylogię- mimo że nie jest z nią powiązany fabularnie- świetnie pokazuje zmierzch Dzikiego Zachodu i rewolwerowców. Może nie jest to już klasyczny spaghetti western ale klimat (chyba głównie dzięki Clintowi) jest bardzo podobny. Brakuje chyba tylko muzyki Morricone :D

Świetny film, rewelacyjna muzyka, bardzo dobra gra. Dobrze spędzone 3 godziny w niedzielne popołudnie.
Brakowało mi skwaszonych min Clinta, który jest w tym najlepszy. Trzymająca w napięciu ostatnia scena filmu, w której zastanawiałem się czy w ogóle będę w stanie pozytywnie ocenić film a raczej czy w ogóle będę w stanie go ocenić, ale wszystko poszło dobrze jak na dobrego Blondasa przystało.

Ale muzyka naprawdę dodaję produkcją Leone pozytywnego kopa.

A tak poza tym to znacie lepszy duet reżyser-kompozytor niż Leone-Morricone? Według mnie nawet Spielbergi-Williams wymiękają.

Mam dokładnie takie samo zdanie :) Nawet Spielberg z Williamsem powinni buty pucować dla Leone oraz Morricone.

Aż tak mocno to bym się nie posuwał. O żadnym pucowaniu nie może być mowy:)
No ale w ogóle trudno sobie wyobrazić jednego bez drugiego i ciężko powiedzieć kto komu więcej zawdzięcza. Mówisz Leone, myślisz Morricone; mówisz Morricone myślisz Leone.

No faktycznie. Z tymi pucybutami strasznie przesadziłem ;)